Ha!
Nikt we mnie nie wierzył kiedy mówiłam, że rozpracuję ten zwój! Mama był pewna,
że będę nad nim siedzieć wieki, a przynajmniej kilka lat... i jak zwykle,
cholera miała rację... Nie jestem i, chyba, nie byłam leserem. Skończyłam
akademię z jednymi z najlepszych wyników, test na chuunina zdałam za pierwszym
podejściem, a wszystkie misje, których się podjęłam, zostały wykonane. Nie
zawaliłam żadnej. Dlaczego więc, na wszystkich żyjących i tych niezbyt
żywotnych, nie mogę sobie poradzić z tym piekielnym kawałkiem papieru?! Fuknęłam zirytowana. Mama z tatą wyruszyli na
misję wczoraj. Całą noc siedziałam i myślałam o tym, co ich może spotkać,
dlaczego to właśnie moi rodzice muszą na nią iść oraz wiele innych,
niekoniecznie sensownych pytań, które pod wpływem stresu miały swą
spektakularną kulminację w postaci rozbitego lustra, rozprutej poduszki,
porozrzucanych ubrań i ogólnego bałaganu. Gdy tylko się obudziłam, dla odmiany,
o poranku, byłam niesamowicie spokojna i opanowana. Czułam się lepiej. A nigdy
nie wierzyłam w to całe ,,dawanie upustu swym emocjom". A tu takie
zaskoczenie. Może nie wszystko, o czym piszą w romansach jest pozbawionym ładu
i składu bełkotem nabuzowanych hormonami nastolatek... albo nieco starszych
pań, które nadal mają problemy emocjonalne?
I
w taki oto sposób, siedzę nad zwojem od mamy i mam ochotę urozmaicić mój, jakże
efektowny, bałaganik o podarty papier. Ja rozumiem, że są pieczęcie i pieczęcie, ale bez przesady! W
życiu nie widziałam takich znaków. Przeszukałam całą domową biblioteczkę, a
nawet włamałam się do szuflady mamy. Nie, tu nie było błędu. Włamałam się. Moja
rodzicielka ma bzika na punkcie prywatności, więc wszystkie swoje rzeczy trzyma
pod kluczem... a właściwie kilko... no dobra, kilkudziesięcioma kluczami.
Jednak ma coś po dziadkach. Otwarcie tej szufladki i znalezienie odpowiedniej
wnęki w podwójnym dnie nie było proste, jakkolwiek prosto by nie brzmiało.
Połowa papierów nie była istotna, a druga połowa była zapisana w całkowicie
niezrozumiały sposób. Toż to był jakiś bełkot! Właściwie, to czytając je,
miałam wrażenie, że były pisane przez osobę albo obłąkaną, albo na poziomie
czterolatka. Dobra, to było naprawdę dziwne. Nadzieja podpowiedziała mi, że
może znajdę coś w bibliotece. I właśnie tutaj znalazłam odpowiedź! Konoha ma
gównianą skarbnicę wiedzy! Bibliotekarka patrzyła na mnie jak na kosmitę, a książki
były poukładane chyba według wielkości, bo z pewnością nie alfabetycznie, ani tematycznie. Cały dzionek spędzony między papierzyskami
przyczynił się do kołowacizny w moich myślach. Nie znalazłam tego, czego
szukałam, więc wróciłam do domu. I tak, w skrócie, minął mi jakże cudowny
miesiąc. Yey! Wytrwałość ponoć kluczem do sukcesu. Ktokolwiek to powiedział -
wciskał kit. Absolutnie nigdzie, w całej wiosce, nie było choćby wzmianki
dotyczącej pieczęci nałożonej na zwój od mamy. W końcu udało mi się podjąć
właściwą decyzję. Starałam się przez miesiąc. Nie obijałam się. Codziennie, od
rana do zmierzchu, ślęczałam nad głupim kawałkiem papieru. Desperacja dodawała
mi sił i w końcu... olałam to. Po co mam się męczyć? Życie mi ucieka przez palce,
a ja tylko czytam i czytam. Nie to, że książki są złe, ale... ileż można? Jutsu
od taty przyda mi się równie bardzo, co techniki klanowe, a jest podane w, dla
odmiany, przystępnej formie! Co prawda jego nazwa, jak wszystkie techniki
mojego protoplasta, oryginalnością wręcz powala. Któż mógłby pomyśleć, że
technika, której głównym działaniem było stworzenie za pomocą chakry mgły,
dzięki której możliwa była lokalizacja przeciwnika i ewentualne otrucie wroga
będzie się nazywać... uwaga, uwaga... Kiri no Jutsu! Brawo! Niezwykła nazwa,
ale tato... nie wiem czy wiesz, jeden
kraj, bynajmniej nie taki mały, nazywa się podobnie. Ciesz się, że cię o
plagiat nie posądzili. Co my tu mamy? Szczur,
ptak, wąż, pies, szczur, tygrys. No dobra, w teorii wiem już jakie
pieczęcie złożyć, ale pojawia się pytanie: Ile chakry potrzeba zużyć?
Powoli
zaczęłam składać pieczęcie, gdy mój żołądek zaczął się upominać o swoje. No
tak, przecież dziś jeszcze nie jadłam. Z ciężkim westchnieniem odłożyłam zwój i
ruszyłam do kuchni. Wspominałam kiedyś, że jestem żywą katastrofą w tym
pomieszczeniu, nie? Póki co, nie szło mi źle. Co prawda, na suficie nadal była plama po nieszczęsnych jajkach, a kuchenka wołała o pomstę do nieba, nie
wspominając już o stanie garnków, bo kilka było doszczętnie spalonych, ale hej!
Kuchnia jeszcze istniała w tym mieszkaniu, więc można to nazwać sukcesem!
Obiecałam mamie bałagan po powrocie, więc dotrzymam słowa. Niech wie, że
tęskniłam.
Po
otwarciu lodówki spotkałam się ze światełkiem... i tylko światełkiem. To
znaczy, że muszę pójść do sklepu? Chyba tak. Kolejna godzina minęła na
poszukiwaniach portfela, który bezczelnie się na mnie gapił zza łóżka. Słowo
honoru, że się gadzina chichrała. Całkiem zadowolona z niecałkiem zadowolonym
żołądkiem zerknęłam na moje fundusze. O żesz ty, orzeszku! Ile? Naprawdę?!
Pięknie... mój portfel cierpi na, jak widzę, przewlekłą anoreksję. Tyle ile w
nim zostało nie wystarczy nawet na najtańsze żarcie typu instant. Cudownie.
Rozumiem, że życie daje mi w ten sposób delikatną aluzję, bym ruszyła wreszcie
moje szanowne cztery litery i wybrała się na jakąś misję. Ogólnie rzecz biorąc,
wielkiego wyboru nie mam. Albo idę i zarobię nieco, albo zostaję i umieram z
głodu lub pasożytuję na innych. Generalnie, symbioza mi nie przeszkadza, ale
moja duma, a właściwie jej okruszki, nie pozwolą mi na to. Wyszłam z domu i
skierowałam się do gabinetu Piątej.
Zapukałam
dwukrotnie i zaczekałam na odpowiedź, po czym weszłam do pomieszczenia gdzie
zastałam dwójkę Hyuugów. Lekko przechyliłam głowę, ciekawe.
-
Dobrze, że jesteś - mruknęła Hokage. Oho! Już mi się to nie podoba. Ja jestem w
stu procentach pewna, że chciałaś kogoś innego.
-
Tak, Tsunade-sama? - super. Czemu nigdy nie mogę powiedzieć tego, co chcę?
Zaraz się okaże, że mam zrobić za gołębia pocztowego i ściągnąć jakiegoś
jounina do misji. Ja chcę tylko zarobić na obiad!
-
Dołączysz do Hinaty i Nejiego. Wasze zadanie polega na zlikwidowaniu pewnego
mężczyzny - przesunęła zdjęcie na obrzeża biurka - Nazywa się Yatsushi Makoto. Zabił
żonę i dziecko, po czym dokonał zamachu na pewnego kupca. Mężczyzna przeżył,
ale jego stan jest nieciekawy. Nie wiemy co nim kierowało, ale nie możemy
pozwolić, by ktoś taki chodził na wolności. Macie go znaleźć, dowiedzieć się
jaki jest jego cel, a następnie zlikwidować. Nadano temu zadaniu rangę B.
-
Czy ten człowiek jest shinobi? - spytał Neji. Brawo, cud - chłopcze! Sama
chciałam o to zapytać, ale rozumiesz, jestem nieśmiała.
-
Jest chuuninem, dlatego wysyłam jounina i dwóch doświadczonych chuuninów na tę
misję. Wierzę, że wykonacie zadanie bez uszczerbku na zdrowiu. Dowódcą mianuję
Nejiego, naturalnie. Wyruszacie jeszcze dziś. Ostatnim razem widziano go w
dzielnicy Tanzaku, im wcześniej ruszycie tym większe szanse, że jeszcze nie
zdążył zbiec - powiedziała splatając ze sobą palce. Popatrzyła na nas czujnie i
dała znak, że możemy odejść. Świetnie. Kiedy myślałam o misji, miałam na myśli
coś... nie wiem, przyjemniejszego? Tyle dobrze, że cel znajduje się, póki co, w
Kraju Ognia.
Gdy
tylko wyszliśmy z budynku Hyuuga zmierzył mnie spojrzeniem. Uważaj, jeszcze się
zarumienię. Doskonale wiedziałam, że chłopak za mną nie przepada. Pewnie
wychodził z założenia, że już dawno powinnam sie postarać o wyższą rangę, a
tymczasem nawet nie podjęłam próby zdania egzaminu. Jednak na tyle, na ile
go znałam, wiedziałam, że jego profesjonalizm i pragnienie, by nie splamić dumy
swojego klanu zawsze będą ponad osobistymi niechęciami. O Hinatę nie musiałam się tak martwić.
Dziewczyna, co prawda, była nieśmiała, ale potrafiła podjąć słuszne decyzje
i... no właśnie. Od dziecka starała się być dla mnie, możliwie, jak
najprzyjaźniej nastawiona. Moje ego nie jest na tyle wysokie, by sądzić, że
mnie szanuje, ale z pewnością nie chce być moim wrogiem. Poniekąd wiem, że
niemały wpływ mają na to moje relacje z Naruto. Skoro on traktuje mnie jak
siostrę, to ona, jak na przyszłą szwagierkę przystało, nie chce mieć wrogów w
rodzinie. Gdyby tylko Uzumaki był nieco bardziej domyślny... Jakkolwiek lubię
Sakurę, to wiem, że nic z tego nie będzie. Naruto może się starać, chcieć i
prosić, ale tak na prawdę, sam nie traktuje jej jako potencjalnej dziewczyny
czy kogoś więcej.
-
Za godzinę spotkamy się przy wyjściu z wioski - z zamyślenia wyrwał mnie głos
mojego tymczasowego dowódcy. Super... pierdzielić dumę! Idę do Naruto, niech mi
da coś do jedzenia! Coś? Ugh... ramen. Lepszy jednak ramen niż pusty żołądek na
misji. Z tą odkrywczą myślą ruszyłam do mieszkania jasnowłosego narwańca.
Gdy
tylko chłopak wpuścił mnie do domu, wiedziałam już jedną rzecz: Jeśli ja jestem
bałaganiarzem, to kim był Uzumaki? Nie no, spoko. Nie przeszkadzają mi
porozrzucane ubrania czy brudne naczynia, ale nigdy nie musiałam pływać w
kubkach od ramenu! Jak na dobre dziecko przystało, poczęstował mnie obiadkiem,
czego z pewnością nie zrobiłby, gdyby potrafił czytać w myślach. Zawsze się
awanturował jak nazywałam go dzieckiem czy chłopcem. A kim, przepraszam był?
Dziewczynką?
Gorąca
zupka cudownie zapełniła mój puściutki żołądek i dała błogie uczucie szczęścia.
Gdyby jeść ramen tylko w chwilach skrajnego głodu, to naprawdę objawia się jako
sam dar od niebios.
-
Idziesz na misję? - spytał nagle. Jestem najedzona i rozleniwiona. A co?!
Odpowiem.
-
Tak. Z Hinatą i Nejim Hyuugami - młody szybko się nauczył kiedy wyciągać ze
mnie jakiekolwiek informacje.
-
Też bym chciał pójść na jakąś misję. Baa-chan, ostatnio każe mi ciągle tylko
siedzieć w wiosce. Jak mam zostać Hokage, jeśli nie mogę robić żadnych misji?!
- krzyknął oburzony. Z własnego źródła wiem, że niedawno widziano Akatsuki,
więc już nie dziwię się dlaczego Naruto ma siedzieć w miejscu.
-
Może pogadaj z Kakashim, by pomógł ci w treningu? Będąc w wiosce też możesz
się rozwijać - uśmiechnęłam się lekko. Jak tak dalej pójdzie i zacznę się za często
uśmiechać publicznie, to ludzie pomyślą, że albo jestem jakaś miła, albo
pomylona. Wspaniale. Nie chcąc się spóźnić na misję pożegnałam się z Naruto i
pognałam do domu. Przebiłam się przez żelazną ścianę bałaganu i zebrawszy nieco
broni, bandaży oraz dwa zwoje ruszyłam ku bramie. Hyuuga już i tak mnie nie
lubił, nie chciałam mu dawać pretekstu do skargi. Wiem, że zrobiłby to.
Przybyłam pierwsza i usiadłam. Muszę oszczędzać energię. Klan Hinaty
specjalizował sie w taijutsu, a co za tym idzie, ich kondycja znacznie
przewyższała mój poziom. Jako osoba z totalnie nieznanej i przeciętnej rodziny
nigdy nie kładłam tak dużego nacisku na wytrzymałość. Całkiem nieźle szło mi z
ninjutsu, więc na nim się skupiłam bardziej. Ofensywę zostawię zawodowcom, a w
razie problemów sobie kulturalnie spierdzielę. Wolę atakować z ukrycia i
szpiegować. Jej... jaka śliczna pogoda! Na niebie ani jednej chmurki, słoneczko
wskazuje, że jest około czternastej, ja jestem najedzona i do szczęścia brakuje
mi tylko sjesty. Kroki zmierzające w moją stronę jasno dały do zrozumienia, że
tryb oszczędzania trzeba wyłączyć. Wstałam, otrzepałam się i natrafiłam na
zdegustowany wzrok pewnego shinobi, który pewnie, tak jak i ja, nie był
zachwycony wizją spędzania ze sobą czasu. Cóż, nie zawsze dostajemy to, co
chcemy. Ruszyliśmy. Z pewnością, na czas tej misji znienawidzę tego chłopaka.
Ledwo minęliśmy bramę, a on narzucił bardzo wysokie tempo. Hinata, dobra
duszyczka, odwracała sie co jakiś czas wysyłając mi przepraszające spojrzenia.
Jedyny plus był taki, że Tanzaku nie było daleko. No dobra! Było oddalone od
wioski niezły kawałek, ale jeśli wytrzymam to mordercze tempo, to za godzinę
będziemy na miejscu. Płuca paliły, nogi krzyczały, ale nie dam nikomu
satysfakcji, nie ma mowy. Jestem do, jasnej ciasnej, najstarsza z towarzystwa
i, w teorii, powinnam być bardziej doświadczona. Z ulgą powitałam mury miasta. Zatrzymaliśmy się w pewnym oddaleniu, a Hinata aktywowała
swoje kekkei genkai. Zazdrość mnie lekko ukuła. Moje zdolności klanowe mają
mnie w poważaniu, a ta dwójka swoje opanowała perfekcyjnie. Po kilku minutach
dziewczyna zamarła. Co się mogło stać?
-
Tam... tam jest jeden członek Akatsuki - powiedziała cicho. Co?! Akatsuki?
Świetnie! Cudownie! Może od razu wsadzą mnie do grobu? Nie mamy szans z tym
człowiekiem, najlepiej byłoby uniknąć go w jakiś sposób i dobrać się do celu.
-
Gdzie jest? - spytał Neji. Jak on to robi? Totalnie niewzruszony gość.
-
Rozmawia z naszym celem w kasynie - odparła niepewnie. Oh, wspaniale. Teraz
wiemy, że nasza misja powinna mieć ciupkę wyższą rangę. Nie wiem, może S? Taka
tam, drobna różnica. Mamy dwóch chuuninów i jounina przeciwko chuuninowi i
prawdopodobnie dwóm przestępcom rangi światowej. Nie od dziś wiadomo, że te
indywidua chodzą w parach. To jak? Zawracamy?
-
Zaczekajmy. Hinata, obserwuj ich, a ty - zwrócił się do mnie. Oj, nie podoba mi
się to, bardzo nie podoba. Zaraz zrobi coś, czego mu nie wybaczę! - ukryj
chakrę, schowaj opaskę i idź do kasyna. Musimy się dowiedzieć o czym oni
rozmawiają - powiedział bacznie mnie obserwując.
Nie!
Nie! Nie! I jeszcze raz nie! Ja nie chcę! Ja chcę żyć! Nie policzyłam chmurek!
Nie pożegnałam się z rodzicami! Nie rozkminiłam zwoju od mamy i nie udało mi
się obudzić mojego kekkei genkai! Nie wyszłam za mąż i nawet się nie całowałam!
Pożałujesz tego Hyuuga, obiecuję, że
jeśli uda mi się to przeżyć, to osobiście ci nakopię, a potem napiszę skargę na
dziesięć tysięcy słów i złożę ją na biurku szanownej, zobaczysz.
-
Nie wiem, czy to dobry pomysł - powiedziałam jeszcze patrząc błagalnie na
dziewczynę. A co z solidarnością jajników? Jesteśmy dziewczynami, trzymamy się
razem!
-
Nie mamy innego wyjścia. Zarówno ja, jak i Hinata zbytnio się wyróżniamy. Nie
możemy sobie pozwolić na rozpoznanie - powiedział wciskając mi w rękę garść
monet, ah, ten kamuflaż. Nie licz na resztę, bo nie oddam i mam nadzieję, że
faktycznie nie masz wyjścia.
Ruszyłam
powoli w stronę kasyna stopniowo wyciszając chakrę, gdybym zrobiła to zbyt
gwałtownie, to z pewnością zwróciłabym na siebie uwagę Akatsuki. Biorąc głęboki
wdech otworzyłam drzwi i wślizgnęłam się do środka. Mamo? Tato? Mam nadzieję,
że jednak wszyscy przeżyjemy...
Hm, faktycznie wyszedł Ci dłuższy ^^
OdpowiedzUsuńAle, co ja tam będę. Błędy Ci powytykam, o. Bo mogę, nie? xD
Po pierwsze, robisz takie długie zdania, że się człowiek gubi. Po drugie, to zdanie: "Gdy tylko się obudziłam, dla odmiany, o poranku, byłam niesamowicie spokojna i opanowana." brzmi dziwnie. Dla odmiany Rine obudziła się o poranku? Czy miało być, że dla odmiany była spokojna i opanowana? Bo w sumie mogła lubić pospać, ale z kontekstu wychodzi to drugie... Nie wiem, czy znalazłam więcej xD Ortografów czy literówek nie znalazłam, ale u Ciebie to normalne.
W ogóle, co za akcja! Takie napięcie, co się stanie, co się stanie... I w brzuchu jej burczy! No pogratulować >.< Widzę, że podzieliłaś się z Rine talentem do gotowania. To miłe, ale spróbuj jej tym nie zabić, dobrze?
Hah, żarcie instant jest zue, nie martw się. Przynajmniej nie będzie świecić w nocy od tej chemii xD Ale już mi się podoba akcja u Piątej, choć na razie dotarłam tylko do fragmentu "Dobrze, że jesteś". Tak, piszę komentarz na bieżąco, nie, nie pytaj dlaczego. Aha, i niech ona tak nie marudzi. Mogła iść na misję z kimś nie fajnym, a poza tym, trudniejsza misja = więcej kasy. No chyba nie boi się, że w trójkę nie dadzą rady jednemu facetowi?
Hah, ale te przemyślenia o Naruto są słodkie. To miłe, że nie próbujesz go zeswatać z Sakurą xD Uwierz, widziałam przypadki, gdzie autorka nie znosiła Haruno, a i tak wepchnęła go w ramiona głównego bohatera, Naruto. GDZIE LOGIKA???
"Może pogadaj z Kakashi-san..." - ja też mam zawsze problem z odmienieniem, ale coś tu nie gra xD Najłatwiej by było napisać "z Kakashim", bo przecież go nie ma, więc szacunek, szacunkiem, ale Tobie byłoby łatwiej xD No i tak. Dlaczego ona i Neji się nie lubią? Okej, kogoś trzeba hejcjić, wiem xD Ale po jaką cholerę przekraczali bramę, skoro gość podobno dalej był w wiosce?
Weeeheeeeeeee... AKASIE XD Ty wiesz, że mnie to baaardzo uszczęśliwia, nie? <3 Hahaha, jeszcze wysłali ją jako kozę ofiarną xD No looool... Piękne <3
Hm, tylu rzeczy nie zrobiła? Cóż. Mogła spojrzeć w niebo. Nie ma chmur? Policzyła do zera. Mogła też pocałować Nejiego. Może nie najlepszy obiekt, ale jednak by pocałowała xD Dodatkowo by go wkurzyła, a skoro się nie lubią, to chyba też dobrze, nie?
Dobra. Na tym notka się kończy... Nie myślałam, że tak szybko wprowadzisz Aka, ale podoba mi się to ^^ Do następnego ;D
Moje komcie chwilowo nie będą tak rozbudowane jak szacownej poprzedniczki ale kibicuję Ci ostro ! :D
OdpowiedzUsuńHehe, Rine dała niezły popis swojego lenistwa :P obżerać biednego Naruto, to już szczyt wszystkiego xD z tą listą "100 rzeczy, które chcę zrobić przed śmiercią" to też nieźle wypadła, liczenie chmurek... hit :P zawsze może pocałować któregoś Akasia, chwilkę przed tym jak ją ubije :P noo ale ogólnie podoba mnie siem :P lubiem tom twojom nowom bohaterkę, innom niż te poprzednie mary sue :D
OdpowiedzUsuń