środa, 17 września 2014

Rozdział szósty

Sadysta... sadysta, sadysta, sadysta... Wszyscy z klanu Hyuuga muszą mieć w genach cechy tyrana, który odczuwa perwersyjną przyjemność z dręczenia drugiego człowieka. Błąd. Oni czerpią radość tylko ze znęcania się nade mną. Jakoś nigdy nie słyszałam, by ludzie narzekali na coś innego, niż paskudny charakterek tej rodzinki.
Trening rano, trening w południe, trening wieczorem. Pobudki w pół do piątej rano i bieg o świcie... może doszukałabym się tu nieco romantyzmu, w końcu Natsume biegł za mną. Nieco plażowej scenerii, zwolnione tempo i muzyczka w tle i normalnie wypisz, wymaluj kadr z filmu. Oh! Zapomniałam jednak o jednej rzeczy. Trzeba byłoby zmienić też nasze miny. Z mojej ekspresji pod tytułem; ,,Błagam, niech to się wreszcie skończy" i jego ,,Zwolnij, a poznasz prawdziwe piekło szkolenia Hyuugów" na jakieś przyjemniejsze. Po tygodniu codziennych tortur, które ludzie optymistycznie nazywają ćwiczeniami, przestałam już czuć cokolwiek. Nie wiedziałam, czy moje nogi już przestały boleć, czy może nadal bolą, ale boją się do tego przyznać przed Natsume. Grzeczne. Sama bym się bała.
Coś ostatnio wspominałam o tym, że mój tymczasowy trener vel dyktator vel sadysta, jest gentelmanem? Dopóki traktuje kobietę jak kobietę. Obawiam się jednak, że w chwili, gdy ruszyliśmy na pierwszy trening, moja płeć przestała mieć znaczenie. Dlatego też, kiedy po dwóch tygodniach Natsume dostał jakąś misję, krótką, bo krótką, ale misję, padłam na łóżko i nie ruszyłam się stamtąd przez cztery godziny. Moje udręczone mięśnie krzyknęły radosne: ,,Banzai!" i zapadły chyba w hibernację, bo ich nie czułam. Oczywiście, nie mogę powiedzieć, że czas spędzony na bieganiu i wprawianiu się w taijutsu, był czasem zmarnowanym. Byłam niesamowicie wdzięczna chłopakowi za pomoc, ale potrzebowałam jeszcze kilka dni, by mój mózg to zrozumiał, a mięśnie wybaczyły tak bestialskie traktowanie. W sercu, bardzo, bardzo głęboko w sercu się cieszyłam, że nie dawał mi forów i  nie pozwalał na opierniczanie się... ale naprawdę... to było bardzo głęboko ukryte...
Gdy okno od mojego pokoju się otworzyło i do środka wszedł pewien jasnowłosy jounin uświadomiłam sobie jak szczęście jest ulotne. Zmusiłam ręce, by się podniosły i zakryłam nimi uszy symulując jednocześnie głośne chrapanie. Nic z tego... za dobrze mnie znają. Swoją drogą, że nagle sami znajomi mnie odwiedzają...
- Ce-le-bri-neee - rozległ się głos osoby, która uprzednio oderwała moją prawą dłoń od ucha.
- Nie! Proszę! Litości! Nie obijałam się i jestem bardzo zmęczona. Dajcie mi spokój - wymamrotałam w poduszkę. Życie mnie nienawidzi, poważnie.
- Hokage cię wzywa. Idziemy na misję - wyszczerzył się szeroko. Nie musiałam na niego patrzeć, wiedziałam, że ta cholera cieszy się z mojego cierpienia. Wszystkich bawi mój ból! I cóż ja zrobię?! Ah, tak... jak to szło? Potnę się mokrym herbatnikiem?
Po krótkiej obradzie okrągłego stołu, która miała miejsce w mojej głowie, mimo znacznej przewagi koalicji ,,Nie" nad opozycją ,,Tak" musiałam wstać i ruszyć obrażona do gabinetu Piątej. ,,Tak" wygrało jakością argumentów, nad ilością ,,Nie".
- Coś taka nie w sosie? - zapytał jak zawsze wesoło Ryutaro. Ten to ma jakiś monopol na dobry humor. Bardziej jednak jestem skłonna uwierzyć, że gość coś ćpał. W naszej drużynie, z ,,wodzem", legenda głosi, że mieliśmy go nazywać per sensei, nie dało się być wesołym cały czas. Orinosuke jednak sprawił, że niemożliwe stało się możliwe.
- Coś taka wymęczona? - zapytał zerkając na mnie z ukosa.
- Natsume... - mruknęłam, ale po chwili, uświadomiwszy sobie, że zabrzmiało to nieco dwuznacznie dodałam - Zmienił się w jakiegoś demona, normalnie jak Wódz - odsłona druga. Pomagał mi w treningu.
Ryutaro otworzył szeroko oczy i posłał mi zszokowane spojrzenie.
- Ten Natsume?! Natsume, który zawsze jest dla wszystkich miły i uprzejmy, ale nigdy nie pomaga sam z siebie? - upewniał się.
- Ten sam - odparłam kiwając głową. Jounin zachichotał pod nosem. O rany! Facet! Zachichotał!
- Chciałbym to zobaczyć - rozmarzył się. Kolejny pieprzony sadysta. Niech wszyscy z tego gatunku skoczą z wysokiego mostu i łaskawie utoną. Grrr!
Dotarliśmy do budynku Hokage i w milczeniu wspięliśmy się na schody, by po chwili zapukać do gabinetu czcigodnej. Po krótkim zaproszeniu otworzyliśmy drzwi.
- Celebrine. Jak to jest, że jeżeli nie przymierasz głodem, albo sama cię nie wezwę, to się nie pojawisz w moim gabinecie? - spytała blondynka przeszywając mnie ostrym spojrzeniem. Lekko zesztywniałam. Ciekawe o co chodziło tym razem?
- Nie rozumiem, co czcigodna ma na myśli? - spytałam patrząc na nasadę jej nosa, byle nie natrafić jej wzroku.
- Rodzice ci nie mówili? - Piąta zmarszczyła lekko brwi.
- O czym mieli mi powiedzieć? - okej... coraz mniej z tego wszystkiego rozumiem.
- Nic - ucięła nagle. - Dołączysz jako wsparcie do drużyny trzynastej. Będą wykonywać misję rangi B. Co prawda, wasze zadanie będzie polegać jedynie na eskorcie, jednak osoba, którą przyjdzie wam ochraniać jest synem bogatego handlarza, dlatego sami widzicie. Od tej misji zależy czy jego ojciec zechce utrzymywać z nami kontakty handlowe - mruknęła opierając brodę na splecionych palcach. - Ruszycie za trzy dni do Suna-Gakure - dodała wyciągając dokumenty z szuflady i podając nam... eufemizm! Sami musieliśmy po nie podejść, bo chyba dla niej grawitacja bardziej przypominała tą na Jowiszu, bo na palcach jednej ręki mogę policzyć sytuacje kiedy widziałam ją na nogach, a nie w fotelu.
Misja z Ryutaro... cóż... w porównaniu do misji z Hyuugą, to będą niemalże wakacje. Czy ja aby nie popadam w jakieś schematy? Śpię, jem, trenuję, chodzę na misję. Nie, żeby mi to przeszkadzało, bo i tak uważam, że jak na tak krótką listę mam za dużo do roboty, ale... to takie monotonne. Rany! Jeśli jakiś masochista spisywałby moją historię, to czytelnik umierałby z nudów po pierwszym rozdziale! Parsknęłam cicho wychodząc z gabinetu.
- Znów się kłócisz sama ze sobą? - spytał lekko przekrzywiając głowę.
- Sugerujesz, że jestem wariatką? - mruknęłam niezadowolona. Sam fakt, że znajomi z drużyny podejrzewali u mnie jakieś zaburzenia na tle psychicznym nie podobało mi się. Nie byłam schizofrenikiem! A to, że najpierw pomyślę, zanim zrobię, uważam za zaletę. Przecież każdy człowiek prowadzi takie dyskusje pod tytułem ,,Za" i ,,Przeciw". Ani w tym nic dziwnego, ani specjalnie interesującego.
- Nie, ale sądzę, że to nieco.... - zamilkł szukając odpowiedniego słowa - Osobliwe - dodał.
- Niechaj więc moja osobliwość przestanie cię interesować. To, że ja, w przeciwieństwie do ciebie, nie pozostawiam wszystkiego szczęściu lub losowi nie oznacza, że jestem chora psychicznie albo w jakikolwiek inny sposób niepoczytalna - wymamrotałam.
Orinosuke podniósł ręce w geście kapitulacji. Pokręcił lekko głową i ciężko westchnął. Co to, przepraszam miało znaczyć?! To był gest w stylu ,,Nie kłóć się z głupcem. Najpierw zniży cię do swojego poziomu, by pokonać doświadczeniem"! Zmrużyłam oczy. Ja ci dam, cholero jedna. Uśmiechnęłam się do niego złośliwie. Po misji masz przerąbane, skarbie.
Słoneczko tak przyjemnie grzało, grzechem byłoby nie skorzystać i nie położyć się na trawce. Po chwili ogarnęła mnie ciemność. Zasnęłam.

~~*~~

 Masz chociaż blade pojęcie, smarkaczu, jak bardzo bezużyteczna jesteś?
Oh, super. To moje sumienie, czy jak? Jeśli tak, to wybacz, Natsume zabronił mi się nad sobą użalać.
Ten dzieciak Hyuugów przydał się. Gdyby nie on, prawdopodobnie byś zdechła jak pies... i to dość szybko.
Aha! Więc, to w taki sposób myślę o sobie. Milusio.
Nie jestem twoim pieprzonym sumieniem, gówniarzu.
Czyli jednak Ryutaro miał rację. Ześwirowałam już całkowicie.
Nie mam nic przeciwko byś sama się linczowała, ale w tym wypadku ja także staję w złym świetle, więc się zamknij. Masz pojęcie jak długo próbuję się z tobą skontaktować ty amebo? Jakim cudem urodziłaś się w swoim klanie z tak beznadziejnym zmysłem wyczucia? Powinnaś móc ze mną rozmawiać od kiedy tylko zaczęłaś myśleć... Ah! Wybacz. Twoje zardzewiałe trybiki dopiero drgnęły. To wiele tłumaczy.
Obrażasz mnie. To nieuprzejme. Mimo wszystko jesteś gościem w mojej głowie, jak mniemam.
Nie obrażam cię. Co jest złego w tym, by kretynkę nazywać kretynką? Po prostu mówię prawdę. Masz o tyle szczęścia, że w przeciwieństwie do ludzi, ja nie kłamię.
W przeciwieństwie do ludzi powiadasz? Oh! Zaraz się okaże, że jestem jinchuuriki? A ty jesteś moim demonem?
Daruj sobie. Gdybym była demonem, już dawno rozszarpałabym cię na strzępy.
Będziesz więc tak uprzejma i się przedstawisz?
Wstyd... bym musiała się przedstawiać komuś z Losse. Nazywam się Noteviddia
Fascynujące. Moje trzecie imię brzmi tak samo.
Skończ z tym sarkazmem, dzieciaku. Oczywiście, że brzmi tak samo. Zostało ci nadane ze względu na mnie. Podobnie jak wszystkim kobietom z tej rodziny.
Czyli masz coś wspólnego z moim kekkei genkai?
... Pomyliłam się. Twoje trybiki nadal stoją w miejscu. Nie drgnęły nawet o milimetr. Naprawdę musisz pytać o rzeczy tak oczywiste?

~~*~~

Szturchnięcie w prawe ramię wyrwało mnie ze snu. Było dużo chłodniej. Słońce za jakieś dwadzieścia minut miało już zajść całkowicie. Spojrzałam na Ryutaro.
- Nie miałaś aby iść do domu? - spytał uśmiechając się, jak to miał w zwyczaju.

- Już idę. Dzięki - powiedziałam wstając i otrzepując ubranie z trawy. Ruszyłam spokojnie do domu unosząc rękę w geście pożegnania. Jak idiotyczne sny można mieć? Cóż... Gdyby nie fakt, że to nie był sen, powiedziałabym ci, że taki plankton jak ty nie ma ograniczeń w idiotyzmie. Cudownie. Czyli będziesz gościć w mojej głowie dwadzieścia cztery na dobę? Czyż to nie wspaniale? Gdy zrobisz coś głupiego, będzie przy tobie ktoś, kto od razu ci to wytknie. Marzyłam o tym. Wyjaśnisz mi, w takim razie, na czym polega mój limit krwi? Oh, naturalnie. Ja jestem twoim kekkei genkai.