Nic z tego. Nie chce mi się. Jest
gorąco, duszno i na pewno jak tylko wyjdę z domu to mnie dopadnie. Nie mam
ochoty się z nim użerać... o nie! Nie będzie słuchać mojej argumentacji tylko
da mi popalić od razu, na wstępie, tak dla zasady. Z drugiej strony... jeśli nie
wyjdę teraz, to będę mieć niezłe kłopoty. Nie od dziś wiadomo, że czcigodna
Tsunade nie lubi opóźnień. Nie żeby mój raport był jakiś arcyważny, ale
generalnie nie powinnam tyle odwlekać nieuniknionego. Na szczęście, ta
kobieta była całkiem rozsądna, dopóki nie spotkała Uzumakiego, który podnosił jej ciśnienie.
Westchnęłam już chyba dwudziesty
raz i powolutku zaczęłam zwlekać się z łóżka. Usiadłam i zagapiłam się tępo w
drzwi. One są tak daleko... Może jednak pójdę jutro? Wieczność minie zanim
dotrę do gabinetu Hokage, a przecież raport się nie pali, prawda? Nic złego nie
mogło się stać ze średnio zamożnym kupcem, którego odeskortowałam do sąsiedniej
wioski. Nawet rabusie nas nie napadli, a jedyne żywe stworzenie, które
napotkaliśmy po drodze miało jakieś osiem, w porywach do dziesięciu centymetrów
wzrostu, posiadało rudy ogon i wcinało żołędzia.
- Rine! Rine! Wiem, że tam jesteś!
Ruszaj swe zacne cztery litery i w podskokach szoruj do Hokage! Właśnie od niej
wracam i słyszałam, że wczoraj ktoś powinien się tam pojawić! - jak miło
wiedzieć, że mama wraca do domu. A gdzie zwyczajne ,,Celebrine! Wróciłam!
Jesteśmy z tatą cali i zdrowi. A jak się czujesz? Miałaś męczącą misję?
Prześpij się troszkę, poczujesz się lepiej".
- Tak mamo! Wszystko w porządku!
Jestem cała i zdrowa! Wiesz, czuję się nieco zmęczona i... - oczywiście nie
zdążyłam dokończyć, bo drzwi otworzyły się na oścież.
- Naprawdę tak ciężko ci się
ruszyć z miejsca? Wolisz się drzeć do mnie przez całe mieszkanie i zamknięte
drzwi zamiast kulturalnie wstać i się przywitać? - pokręciła w zrezygnowaniu
głową.
- Bo drzwi są daleko... Po co kupowaliście
z tatą takie wielkie mieszkanie? Przecież wieki zajmuje przejście z mojego
pokoju do drzwi wyjściowych - powiedziałam udręczonym głosem. Moja protoplastka
popatrzyła na mnie jak na przybysza z innej planety.
- Celebrine, nie wiem jak ci to
powiedzieć, ale nasze mieszkanie ma trzy pokoje, łazienkę , kuchnię i
przedpokój... ono nie może być duże - powiedziała powoli, lecz głośno i wyraźnie,
jak do pięciolatka.
- Dla mnie jest gigantyczne -
mruknęłam i położyłam się z powrotem na łóżku.
- Mówię poważnie. Idź tam,
będziesz mieć z głowy. Jak wrócisz to zrobię ci coś dobrego do jedzenia -
powiedziała, po czym odwróciła się i wyszła z pokoju.
Westchnęłam po raz kolejny. Muszę
coś zrobić z tym wzdychaniem, bo jeszcze ludzie pomyślą, że jestem leniwa.
Dobra! Czas wstać! Hej ho! Ok, stoję! Ruszyłam w stronę drzwi i zużyłam cały
swój heroizm, by nie położyć się gdzieś na trawce i nie pogapić na chmurki. Ah,
i miałam rację. Jak tylko wyszłam z domu musiałam się z nim użerać. Słońce mnie
dopadło już na starcie, ale ja dzielnie kroczyłam przed siebie, póki nie
stanęłam przed drzwiami do gabinetu Piątej. Zapukałam trzykrotnie i usłyszawszy
zaproszenie, weszłam do środka. Rozumiem, że pierwsze wrażenie o mnie może być
mylące, ot leniwa, zrzędliwa baba, która nadal mieszka z rodzicami, mimo że
powinna opuścić gniazdo już lata temu, ale to naprawdę mylące. Zdałam perfekcyjnie nudny i szczegółowy raport o misji - spacerze, zachowałam idealne zasady etyki
i nie ziewnęłam ani razu utrzymując niewzruszoną minę. Jestem po prostu
praktyczna. Nie widzę sensu w mieszkaniu samej w domu, gdzie i tak tylko
sypiam, a ponieważ spać lubię, to nie chcę się budzić w środku nocy przez
tumany kurzu, które zalegałyby w mieszkaniu. Kiepsko gotuję, więc z troski o
swoje zdrowie i życie nie zbliżam się do kuchni. Nie chcę cały czas jechać na ramenie czy
innym żarciu typu instant, więc zdaję się na kuchnię mamy. Nie mam drygu na
nauczania i cierpliwości, by edukować dzieci w akademii, moje Kekkei Genkai od
dwudziestu trzech lat podziela mój dzisiejszy nastrój i wyznaje
,,mitowisizm" na jakiekolwiek prośby, groźby i próby przekonania do ujawnienia
się światu. Ogólnie rzecz ujmując, to tak się przedstawia moje życie. Jak więc
widać, to nie tak, że jestem leniwa czy gderliwa. Jestem praktyczna i
energooszczędna. Lubię organizować czas. Po co marnować siły na coś więcej niż
codzienny trening i obowiązkowe misje?
- Celebrine-nee! - oho! Ledwo
wyszłam z budynku, a w moją stronę już biegnie jakieś milion woltów
skumulowanych w ciele jasnowłosego nastolatka o szerokim uśmiechu.
- Witaj Naruto - uśmiechnęłam się.
Jak to jest? Jestem zmęczona, jest mi gorąco i najchętniej przespałabym calutki
dzień, a tu pojawia się Uzumaki i zaraża tą swoją energią wszystkich wokoło.
- Dawno cię nie widziałem, miałaś
jakąś misję? - spytał zakładając ręce za głowę i mrużąc lekko oczy.
- Mijaliśmy się - powiedziałam
tylko i sięgnęłam do kabury - właśnie dostałam wynagrodzenie - mruknęłam, a
oczka mi zabłysły. Naruto, jakby wiedząc co mi chodzi po głowie, wyprostował
się i wyszczerzył od ucha do ucha. Wyciągnęłam portfel i odliczywszy połowę, schowałam go z powrotem.
- No - zaczęłam obserwując mojego
towarzysza - to kto jest chętny na wizytę w Ichiraku Ramen? - zaśmiałam się
patrząc jak chłopak podskakuje wykrzykując radosne ,,Tak!" i zaczyna pęd w
kierunku swojego ulubionego baru. Z braku innego wyboru ruszyłam za nim i już
po kilku minutach połowa mojej wypłaty zniknęła za ladą u uprzejmego staruszka,
a szczęśliwy blondyn kończył swą dwunastą porcję. Między kolejnymi kęsami opowiadał mi o swojej ostatniej misji, o
wkurzającym typku - Saiu i o treningu nad swoją nową, wypasioną techniką.
Przytakiwałam mu od czasu do czasu, lubiłam go słuchać. Zawsze mówił z taką
energią, optymizmem i niezłomnością. Zdecydowanie chłopak miał charyzmę i
kochał Konohę. Nie zdziwię się, gdy któregoś pięknego dnia zostanie wybrany na
następnego przywódcę wioski.
- A co u cioteczki i wujka? -
spytał nagle, wyrywając mnie z chwilowego zamyślenia.
- Mama i tata dziś wrócili, jak
chcesz to wpadnij, na pewno się ucieszą. Jak tak dalej pójdzie to
faktycznie zostaniesz moim bratem, bo w końcu nadejdzie dzień, gdy cię,
najzwyczajniej w świecie, nie wypuszczą z domu - zaśmiałam się wesoło. Fakt,
moi rodzice uwielbiali Naruto już od dziecka. Był psotny, energiczny, a kiedy
się uśmiechał, to miało się wrażenie, że cieszy się cały świat. Gdyby nie fakt,
że są aktywnymi shinobi i często przebywają poza domem, to już dawno zmusiliby
chłopaka, by u nas mieszkał. Mama miała radochę, bo znalazł się wreszcie ktoś,
kto w stu procentach doceniał jej kuchnię i zawsze prosił o dokładki, a tata
promieniał szczęściem za każdym razem, gdy Uzumaki go prosił o pomoc w
treningu. Zawsze w takich momentach pytałam go, dlaczego nie wziął jakiejś drużyny
pod skrzydła, na co zawsze odpowiadał ,,A gdzie pewność, że w tej drużynie
byłby Naruto?". Jednym słowem, u mnie w domu wszyscy mieli na punkcie
chłopaka lekkiego hopla. No dobra... ja też mam pewną słabość do niego, ale
ciężko mi się dziwić! Jestem jedynaczką i chciałabym mieć brata. Dlatego jak
jestem w wiosce, to czasami go trochę rozpuszczam. Coś mu się w końcu od życia
należy, nie?
- Póki co muszę skoczyć do Sakury-chan. Umówiliśmy się razem z Kakashim-senseiem i Saiem na trening. Wpadnę
do was wieczorem - powiedział i podziękowawszy za jedzonko poleciał w sobie
znanym kierunku. Żwawiej niż to mam w zwyczaju ruszyłam do domu. Gdy tylko
przekroczyłam próg mieszkania od razu wiedziałam, że coś jest nie tak. Można to
nazwać instynktem. Było cicho, za cicho. Czułam chakrę mamy i taty, siedzieli w
salonie. W powietrzu nie unosił się zapach jedzenia, jak to zwykle bywało, nie
słyszałam przekomarzań rodziców, nie grało radio, było cicho. Ruszyłam nieco
nerwowo do jedynego pomieszczenia, w którym ktoś był i zastałam ich siedzących na kanapie i spoglądających na swoje złączone dłonie. Gdy tylko
pojawiłam się w drzwiach, oboje podnieśli na mnie wzrok, który sprawił, że się
zaniepokoiłam jeszcze bardziej. Coś się stało, coś się musiało stać.
- Celebrine... musimy porozmawiać
- powiedział cicho tata i poklepał kanapę obok siebie. Super, zaraz dowiem się,
że jestem adoptowana czy jak?
Skomentuję, ale krótko. Nie jestem dobra w te klocki...
OdpowiedzUsuńPoczątek, fajny, ciekawy, interesujący. Jak go zwał, tak go zwał. Wiesz, że fragment "Nie wiem jak ci to powiedzieć..." spodobał mi się najbardziej ^^
Dalej Naruto. Omg, jaki wariat xD Fajny jest <3 Niby główny bohater podstawy tego typu fanficów, a jednak mało go w nich... Dlatego podoba mi się, że u Ciebie jest. Mam nadzieję, że dalej będzie!
Nie wiem jednak, co sądzić o końcówce. Taka powaga, musimy porozmawiać... Ale domysły Celebrine burzą nastrój xD
No. To by było na tyle, bo ani ze mnie komentator dobry, ani prolog długi nie jest... Ale ogólnie super. Podobało mi się ;D
Narka ^^
PS. Lol, po raz pierwszy komentuję pierwsza xD
Heheszki ;P to ja będę druga z komciem.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie się zapowiada. Oby nie zabrakło Ci pomysłów a spiszesz się na medal kontynuując.
Pozdrawiam cieplutko !