piątek, 5 września 2014

Rozdział piąty

Wspominałam, że nie lubię biegania, skakania, taijutsu i ogólnie, pocenia się? Nie? To teraz mam ochotę obwieścić to całemu, cholernemu światu! Postawiłam sobie za cel, by przebiec wokół wioski jakieś pięć razy, po czym miałam się wziąć za przysiady, brzuszki i pompki. Po pierwszym okrążeniu odczułam ból w mięśniach. Po drugim mój oddech znacząco przyspieszył. Po trzecim nogi zaczęły się pode mną uginać. Po czwartym, miałam wrażenie, że lada moment wypluję płuca. Piątego okrążenia nie pamiętam dokładnie, ale wiem, że pod koniec już tylko niemrawo truchtałam ze zwieszoną głową. Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek biegała tak jak dziś... to jest, do upadłego. A przecież czekały mnie jeszcze pompki, brzuszki i przysiady! Oparłam się ciężko o konar drzewa i opadłam na ziemię. Mądra ja, oczywiście, musiałam nie wziąć ze sobą nawet kropli wody... bo, po co? Najlepiej się przecież trenuje z partyzanta! Bez wody czy jedzenia. Biegać o suchym pysku i pustym żołądku. Brawo Rine! Opuściłam głowę i spróbowałam wyrównać oddech. Wstałam na drżących nogach i położyłam się na trawie. Nie, nie zaczęłam leniuchować, choć taka wizja nęciła mnie niemiłosiernie. Ułożyłam się odpowiednio i zaczęłam robić pompki. Nigdy nie byłam w tym dobra. Nie posiadałam dużej masy mięśniowej... właściwie, to w dzieciństwie nie raz się nasłuchałam o tym, jakobym w ogóle owych mięśni nie posiadała, co było oczywiście nieprawdą, ale próby wytłumaczenia tego siedmiolatkowi spełzły na niczym. Po dwudziestu powtórzeniach musiałam przerwać przez omdlewające ręce. Rany! Byłam kunoichi! Wykwalifikowanym chuuninem z jedenastoletnim doświadczeniem! A tutaj co? Wygląda na to, że mimo codziennych treningów jestem chodzącą pierdołą na ujemnym poziomie kondycji! Irytacja zapłonęła we mnie ze zdwojoną siłą. Mam nie zrobić głupich ćwiczeń, które potrafią wykonać dzieciaki w akademii? Mam do końca życia zostać chodzącą ofiarą losu, wiecznie liczącą na pomoc ze strony rodziców? Tutaj taka samodzielna, misje robię sama, uważam się za niewiadomo kogo, a się okazuje, że jestem... no właśnie. Duma nie pozwoli mi tego powiedzieć, moje ego nie pozwoli mi się tak stoczyć i pewnie to jest powód, dla którego siedzę, na tej zapomnianej przez Boga polanie i wyciskam z siebie siódme poty. Setka pompek? Pikuś! Coś takiego mnie nie pokona! Trzysta brzuszków? Jak najbardziej. Nie ma rzeczy, której nie jestem w stanie zrobić. Co nie zmienia faktu, że nieźle przedobrzyłam. Wstając do przysiadów zachwiałam się i upadłam. Super. Chwilę poćwiczyłam i już nie mogę się na nogach utrzymać. Ojć, źle ze mną. Za wygodne życie miałam. Opadłam na plecy i nie miałam już ani siły, ani chęci by zmusić swoje ciało do ruchu. Zamknęłam oczy, chroniąc je przed ostrym słońcem, by po kilku minutach odkryć, że ktoś stoi obok mnie. Zerwałam się błyskawicznie na nogi wyciągając kunai z kabury. Przeliczyłam się jednak, bo kolana się ugięły i upadłam znów na ziemię, ale już nieco spokojniejsza po poznaniu intruza. Natsume spoglądał na mnie trzymając w lewej dłoni butelkę z wodą, a jego twarz przyozdobił rozbawiony uśmiech.
- Cześć - powiedział podchodząc bliżej, chwytając za moje przedramiona i stawiając na nogi. Poprowadził mnie do drzewa, o które się oparłam i ponownie usiadłam na ziemi. Nie ufałam dziś nogom. Zawiodły mnie już dwa razy... niewdzięcznice.
- Hej Natsume. Co tutaj robisz? - spytałam uśmiechając się lekko. Rzadko zdarzało mi się zobaczyć kolegę ze starej drużyny. Po egzaminie każde z nas poszło w swoją stronę. Co prawda czasami, zwłaszcza na początku naszej kariery chuuninów, spotykaliśmy się w jakimś barze czy umawialiśmy sie na treningi. Moi towarzysze jednak, w przeciwieństwie do mnie, nie czuli się usatysfakcjonowani nowo zdobytą rangą. Może po prostu mieli większe ambicje, niż wstać, zjeść, pójść spać? Natsume szybko awansował do rangi jounina, by w wieku siedemnastu lat dostać się do elitarnej jednostki ANBU. Ryutaro nie wspinał się tak szybko, ale jako szesnastolatek mógł się pochwalić nowym tytułem i pasmem udanych misji, a obecnie posiadał swoją wesołą grupkę małych potworków... nie, nie zaciążył żadnej z konoszańskich panien. Jego drużyna nosiła zaszczytny trzynasty numer i, na ironię, czasami mieli więcej szczęścia niż umiejętności.
Przed moim nosem pojawiła się odkręcona butelka z życiodajnym płynem, którą chwyciłam w ręce biorąc duży, chciwy łyk.
- Jesteś moim ulubionym Hyuugą, wiesz? Uwielbiam cię - powiedziałam ocierając rękawem usta i uśmiechając się z wdzięcznością.
- Mogę to potraktować jako wyznanie? - spytał nachylając się i dotykając mojego policzka.
Przyznam szczerze, że gdy pierwszy raz zrobił coś takiego jedenaście lat temu, na moich policzkach pojawił się ogromny rumieniec, a z gardła nie chciało się wydostać żadne sensowne zdanie. Obecnie jednak, po wieloletnim doświadczeniu i poznaniu charakteru chłopaka wiedziałam, że jest on po prostu casanovą. Uwielbiał flirtować i robił to z każdą dziewczyną. Na początku nieco mnie to drażniło, ale po pewnym czasie przestało mi już przeszkadzać. Natsume nie narzucał się w swoich zalotach. Był gentelmanem i traktował kobietę z szacunkiem. Może właśnie to sprawiło, że lubiłam go tak bardzo.
Odsunęłam delikatnie jego dłoń od mojej twarzy.
- Tak, tak. Czy byłbyś tak miły i pomógłbyś mi jakoś dotrzeć do domu? - spytałam wyciągając do niego rękę.
Chwycił ją pewnie, pomógł mi wstać i kucnął pozwalając, bym wspięła się mu na plecy.
- Co cię skłoniło do takiego treningu? Nigdy nie forsowałaś się tak bardzo - spytał neutralnym tonem ruszając do mojego domu.
- Właśnie dotarło do mnie, że w starciu jestem od razu na przegranej pozycji. Nie mogę wiecznie liczyć na pomoc z twojej, Ryo czy moich rodziców strony. Ostatnio na misji spotkałam Akatsuki... - Natsume zwolnił kroku - i uświadomiłam sobie, że gdybym spotkała się z takim przeciwnikiem twarzą w twarz, nie miałabym najmniejszych szans. Przepaść między mną a nimi jest gigantyczna. Sama różnica w mojej rodzinie jest ogromna, a co dopiero... eh... - westchnęłam ciężko. - W dodatku od tylu lat pracuję nad moim limitem krwi, a rezultat wciąż jest taki sam - dodałam. Hyuuga słuchał mnie uważnie, a całe jego ciało napięło się.
- Celebrine. Jeśli to jeden z kolejnych dołujących monologów twojego autorstwa, to lepiej sobie daruj. Nie zamierzam ci po raz kolejny tłumaczyć tego samego - powiedział nagle poważnym, wręcz ostrym tonem, co się rzadko zdarzało w jego przypadku. - Jeśli jednak poważnie myślisz nad pokonaniem twojego koszmarnego lenistwa i wzięciem się wreszcie za siebie, to jestem skłonny ci pomóc - dodał nieco łagodniej.
Świat się wali - Hyuuga proponuje bezinteresowną pomoc. Wiem dobrze, że Natsume z całego klanu jest najbardziej zasymilowany ze społeczeństwem i najbardziej uprzejmym indywiduum, ale nawet on zwykle nie proponował pomocy. Jak to zwykle tłumaczył, wychodził z założenia, że świat jest okrutny i każdy musi sobie sam radzić. Jak bardzo żałośnie musiałam brzmieć, by nawet on się złamał? Cóż, skoro jest okazja to nie mam zamiaru jej marnować.
- A co z tobą? Nie masz misji? - spytałam. Wiadomo, że ANBU zawsze mają pełne ręce roboty.
- Mam jakieś dwa tygodnie wolonego - powiedział spokojnie.
- Wolne? To możesz mieć wolne w ogóle? - szok w moim głosie lekko go rozbawił.
- Wytłumacz mi, proszę, za kogo mnie masz? - zaśmiał się.
- Za nieuleczalnego pracoholika o pedantycznych zapędach, którego największą słabością są kaczki? - spytałam niewinnie. Mój tragarz potknął się o nieistniejący korzeń, ale szybko odzyskał równowagę.
- No nieźle - mruknął - jednak nie mogę zaprzeczyć - mrugnął do mnie i w dobrych humorach dotarliśmy do domu. Grzecznie postawił mnie przed drzwiami. Wyciągnęłam klucz i otworzyłam drzwi zapraszając chłopaka do środka.
- Hmnnn... - rozejrzał się, jakby był tu pierwszy raz - Czy to jakaś propozycja?
- Tak - powiedziałam.
Otworzył szeroko oczy i zamarł w bezruchu. Mówiłam, że uwielbiam go? Owszem. Cudownie się go czasami wkręcało, jak dziecko się nabierał i uważał, że mówiłam całkowicie poważnie.
- Proponuję herbatę, przy której omówimy jak mi pomożesz - dodałam.
Nie jestem pewna czy powinnam używać takiego sformułowania, ale Natsume... oklapł. Idealną metaforą byłby pies, który nagle zastygł i postawił uszy w oczekiwaniu na coś, ale zawiódł się i tylko spuścił ponuro łebek. Gdy taki obrazek zawitał w mojej głowie szybko obróciłam się w stronę kuchni, by nie parsknąć śmiechem. Cholera. Szczeniaczek... jak szczeniaczek!
Usłyszałam jak idzie za mną szurając nogami. Gdy weszliśmy do kuchni chłopak zamarł po raz kolejny. Podejrzewam, że całkowicie zapomniał o sytuacji sprzed chwili, bo teraz  rozglądał się ze zgrozą po pomieszczeniu. Co by nie było! Sprzątałam. W zlewie był jeden talerzyk i kubek, na stole, blatach i kuchence nie było niczego.
- Oż... - urwał, a jego oczy zapłonęły. Ruszył żwawo przez pomieszczenie i odkręcając wodę umył naczynia. Jak w amoku pucował stół i wszelkie możliwe płaskie powierzchnie w pomieszczeniu. Otwierał szafki przekładając, układając i poprawiając. Wyszorował mi nawet lodówkę! Ktoś mógłby pomyśleć, że przecież się znamy. Powinnam wiedzieć jak może zareagować. Problem w tym, że jeszcze kilka lat temu jego pedantyzm nie osiągnął takiego poziomu. Z transu wyrwał się dopiero gdy za drzwiami od domu postawił worek ze śmieciami, po czym usiadł na przeciwko mnie z kubkiem herbaty. Zamrugałam dostrzegając przede mną takie samo naczynie z napojem.
- Mogę pomóc ci z taijutsu i wytrzymałością, ale mam pewien warunek - powiedział jak gdyby nigdy nic biorąc łyk herbaty. Uznałam, że nie powinnam zbytnio wracać do tego, co jeszcze przed chwilą miało miejsce... ale podziękować wypadało.
- Dziękuję za... um... pomoc w kuchni - mruknęłam niewyraźnie. Matko, co za wstyd! Kolega mi sprzątał kuchnię -  Jaki warunek? - spytałam.
- Skupimy się na kondycji, wszystko co powiem, masz zrobić. Żadnego narzekania. Mówię, że skaczesz na główkę do lodowatego jeziora i skaczesz, jasne? - powiedział patrząc na mnie i unosząc brew.

- Tak. Jasne - odparłam cicho. Natsume jest straszny. Mamo! Gdybyś, go teraz zobaczyła na pewno nie uwierzyłabyś. Ten grzeczny aniołek, który całował twoją dłoń przy pierwszym spotkaniu to jakiś krypto dyktator! Ciarki mnie przeszły od góry do dołu. Cokolwiek się stanie, nigdy nie dołączę do ANBU. Nawet jeśli w jakiś cudowny sposób miałoby się okazać, że jestem supermanem i potrafię strzelać z oczu laserem. Oni tam wszczepiają jakąś inną osobowość! Piorą mózgi! Przecież to niemożliwe, że ten Natsume... ten kochany, grzeczny, kulturalny, ułożony, sympatyczny, inteligentny, spokojny i bezkonfliktowy Natsume posiada mentalność tyrana. Czy naprawdę te okruszki chleba i plamy na blatach tak bardzo uraziły jego zmysł estetyki? Zaczynam się obawiać tego treningu... 

4 komentarze:

  1. Hehe, widzę, że zostały wykorzystane sytuacje z naszego dzieciństwa, kochanie ;) brawo brawo, uczysz się od cioci :P i powiem ci, że widzę coraz więcej podobieństw Rine do Ciebie... a sytuacja z Natsume przypomniała mi podobną... jak robiłam za ciebie kopytka :D w każdym razie uwielbiam Natsume, to mój pieszczoszek jak na raziee :P czekam na nastepne :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Mówiłam kochanie, że Rine to 100% ja ^^ Co prawda, ma nieco więcej fizycznych możliwości, ale charakterek ten sam xD
    Ah... nasze kopytka na zawsze zostaną w mym sercu. Tak fajnie było patrzeć jak się robią i nie mieć w tym udziału, a jeść!
    Natsume to moja perełka, takie słoneczko, jak protoplaści bohaterki. W tym wypadku jednak jest on całkiem zmyślonym zlepkiem różnych znanych mi osób, a rodzice to kropka w kropkę moja mamuśka podzielona na dwoje... podział komórek? :3
    Cieszę się, że zauważasz nasze dziecięce wspomnienia wplatane do opowiadanka xD tekst Kinoko, jakobym nie miała mięśni pozostanie w mym sercu na zawsze... Amen ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam Twoje podejście do życia, jednak z pewnej odległości tak na wszelki wypadek ;)
    Z bliska wygląda to mniej różowo ;P
    Dobrze też wiedzieć, że istnieją metody na pewne indywidua :D. Mam nadzieję się czegoś nauczyć =D

    OdpowiedzUsuń
  4. No. Tym razem wpadłam na pierwszy opening SnK, ale tym razem 2h... Umieram, nie będę tego słuchać o.O
    Jeśli idzie o rozdział, to chyba najdłuższy opis jaki kiedykolwiek Ci wyszedł o.O Nie lubię tak długich opisów, ale straciłabym 2/3 notki, więc przeczytałam. No i, jak na Ciebie przystało, nie było źle. Potok słów urozmaicają wstawki w postaci złośliwych lub zabawnych uwag Rine na różne tematy. Pomstowanie na Hyuugę, pomstowanie na zwój od matki, pomstowanie na trening, pomstowanie na ginące przedmioty... Hm, w sumie pomstowanie to 9 na 10 tych uwag, ale ok. Jest fajnie.
    Ten Natsume jest fajny. Lubię gościa. A jeśli lubię go w pierwszym rozdziale w którym się pojawił, to na 90% później przestanę go lubić albo zniknie z opowiadania na długi czas... Ty, planując już przyszłą akcję, zapewne wiesz co się ze mną stanie >.< W każdym razie, najbardziej rozbrajająca jest jego mania czystości ^^ A jeśli chodzi o ich trening... Normalnie już się nie mogę doczekać co on takiego wymyśli i jak bardzo Rine będzie się wściekać xD
    Ahiru~
    PS. GDZIE SIĘ PODZIEWASZ?!

    OdpowiedzUsuń