Wspominałam, że nie lubię
biegania, skakania, taijutsu i ogólnie, pocenia się? Nie? To teraz mam ochotę
obwieścić to całemu, cholernemu światu! Postawiłam sobie za cel, by przebiec
wokół wioski jakieś pięć razy, po czym miałam się wziąć za przysiady, brzuszki
i pompki. Po pierwszym okrążeniu odczułam ból w mięśniach. Po drugim mój oddech
znacząco przyspieszył. Po trzecim nogi zaczęły się pode mną uginać. Po
czwartym, miałam wrażenie, że lada moment wypluję płuca. Piątego okrążenia nie
pamiętam dokładnie, ale wiem, że pod koniec już tylko niemrawo truchtałam ze
zwieszoną głową. Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek biegała tak jak
dziś... to jest, do upadłego. A przecież czekały mnie jeszcze pompki, brzuszki i
przysiady! Oparłam się ciężko o konar drzewa i opadłam na ziemię. Mądra ja,
oczywiście, musiałam nie wziąć ze sobą nawet kropli wody... bo, po co?
Najlepiej się przecież trenuje z partyzanta! Bez wody czy jedzenia. Biegać o
suchym pysku i pustym żołądku. Brawo Rine! Opuściłam głowę i spróbowałam
wyrównać oddech. Wstałam na drżących nogach i położyłam się na trawie. Nie, nie
zaczęłam leniuchować, choć taka wizja nęciła mnie niemiłosiernie. Ułożyłam się
odpowiednio i zaczęłam robić pompki. Nigdy nie byłam w tym dobra. Nie
posiadałam dużej masy mięśniowej... właściwie, to w dzieciństwie nie raz się
nasłuchałam o tym, jakobym w ogóle owych mięśni nie posiadała, co było
oczywiście nieprawdą, ale próby wytłumaczenia tego siedmiolatkowi spełzły na
niczym. Po dwudziestu powtórzeniach musiałam przerwać przez omdlewające ręce.
Rany! Byłam kunoichi! Wykwalifikowanym chuuninem z jedenastoletnim doświadczeniem!
A tutaj co? Wygląda na to, że mimo codziennych treningów jestem chodzącą
pierdołą na ujemnym poziomie kondycji! Irytacja zapłonęła we mnie ze zdwojoną
siłą. Mam nie zrobić głupich ćwiczeń, które potrafią wykonać dzieciaki w
akademii? Mam do końca życia zostać chodzącą ofiarą losu, wiecznie liczącą na
pomoc ze strony rodziców? Tutaj taka samodzielna, misje robię sama, uważam się
za niewiadomo kogo, a się okazuje, że jestem... no właśnie. Duma nie pozwoli mi
tego powiedzieć, moje ego nie pozwoli mi się tak stoczyć i pewnie to jest
powód, dla którego siedzę, na tej zapomnianej przez Boga polanie i wyciskam z
siebie siódme poty. Setka pompek? Pikuś! Coś takiego mnie nie pokona! Trzysta
brzuszków? Jak najbardziej. Nie ma rzeczy, której nie jestem w stanie zrobić.
Co nie zmienia faktu, że nieźle przedobrzyłam. Wstając do przysiadów zachwiałam
się i upadłam. Super. Chwilę poćwiczyłam i już nie mogę się na nogach utrzymać.
Ojć, źle ze mną. Za wygodne życie miałam. Opadłam na plecy i nie miałam już ani
siły, ani chęci by zmusić swoje ciało do ruchu. Zamknęłam oczy, chroniąc je
przed ostrym słońcem, by po kilku minutach odkryć, że ktoś stoi obok mnie.
Zerwałam się błyskawicznie na nogi wyciągając kunai z kabury. Przeliczyłam się
jednak, bo kolana się ugięły i upadłam znów na ziemię, ale już nieco
spokojniejsza po poznaniu intruza. Natsume spoglądał na mnie trzymając w lewej
dłoni butelkę z wodą, a jego twarz przyozdobił rozbawiony uśmiech.
- Cześć - powiedział
podchodząc bliżej, chwytając za moje przedramiona i stawiając na nogi.
Poprowadził mnie do drzewa, o które się oparłam i ponownie usiadłam na ziemi.
Nie ufałam dziś nogom. Zawiodły mnie już dwa razy... niewdzięcznice.
- Hej Natsume. Co tutaj
robisz? - spytałam uśmiechając się lekko. Rzadko zdarzało mi się zobaczyć
kolegę ze starej drużyny. Po egzaminie każde z nas poszło w swoją stronę. Co
prawda czasami, zwłaszcza na początku naszej kariery chuuninów, spotykaliśmy
się w jakimś barze czy umawialiśmy sie na treningi. Moi towarzysze jednak, w
przeciwieństwie do mnie, nie czuli się usatysfakcjonowani nowo zdobytą rangą.
Może po prostu mieli większe ambicje, niż wstać, zjeść, pójść spać? Natsume
szybko awansował do rangi jounina, by w wieku siedemnastu lat dostać się do
elitarnej jednostki ANBU. Ryutaro nie wspinał się tak szybko, ale jako szesnastolatek
mógł się pochwalić nowym tytułem i pasmem udanych misji, a obecnie posiadał
swoją wesołą grupkę małych potworków... nie, nie zaciążył żadnej z
konoszańskich panien. Jego drużyna nosiła zaszczytny trzynasty numer i, na
ironię, czasami mieli więcej szczęścia niż umiejętności.
Przed moim nosem pojawiła
się odkręcona butelka z życiodajnym płynem, którą chwyciłam w ręce biorąc duży,
chciwy łyk.
- Jesteś moim ulubionym
Hyuugą, wiesz? Uwielbiam cię - powiedziałam ocierając rękawem usta i
uśmiechając się z wdzięcznością.
- Mogę to potraktować
jako wyznanie? - spytał nachylając się i dotykając mojego policzka.
Przyznam szczerze, że gdy
pierwszy raz zrobił coś takiego jedenaście lat temu, na moich policzkach
pojawił się ogromny rumieniec, a z gardła nie chciało się wydostać żadne
sensowne zdanie. Obecnie jednak, po wieloletnim doświadczeniu i poznaniu
charakteru chłopaka wiedziałam, że jest on po prostu casanovą. Uwielbiał flirtować
i robił to z każdą dziewczyną. Na początku nieco mnie to drażniło, ale po
pewnym czasie przestało mi już przeszkadzać. Natsume nie narzucał się w swoich
zalotach. Był gentelmanem i traktował kobietę z szacunkiem. Może właśnie to
sprawiło, że lubiłam go tak bardzo.
Odsunęłam delikatnie jego
dłoń od mojej twarzy.
- Tak, tak. Czy byłbyś
tak miły i pomógłbyś mi jakoś dotrzeć do domu? - spytałam wyciągając do niego
rękę.
Chwycił ją pewnie, pomógł
mi wstać i kucnął pozwalając, bym wspięła się mu na plecy.
- Co cię skłoniło do
takiego treningu? Nigdy nie forsowałaś się tak bardzo - spytał neutralnym tonem
ruszając do mojego domu.
- Właśnie dotarło do
mnie, że w starciu jestem od razu na przegranej pozycji. Nie mogę wiecznie
liczyć na pomoc z twojej, Ryo czy moich rodziców strony. Ostatnio na misji
spotkałam Akatsuki... - Natsume zwolnił kroku - i uświadomiłam sobie, że gdybym
spotkała się z takim przeciwnikiem twarzą w twarz, nie miałabym najmniejszych
szans. Przepaść między mną a nimi jest gigantyczna. Sama różnica w mojej
rodzinie jest ogromna, a co dopiero... eh... - westchnęłam ciężko. - W dodatku
od tylu lat pracuję nad moim limitem krwi, a rezultat wciąż jest taki sam -
dodałam. Hyuuga słuchał mnie uważnie, a całe jego ciało napięło się.
- Celebrine. Jeśli to
jeden z kolejnych dołujących monologów twojego autorstwa, to lepiej sobie daruj.
Nie zamierzam ci po raz kolejny tłumaczyć tego samego - powiedział nagle poważnym,
wręcz ostrym tonem, co się rzadko zdarzało w jego przypadku. - Jeśli jednak
poważnie myślisz nad pokonaniem twojego koszmarnego lenistwa i wzięciem się
wreszcie za siebie, to jestem skłonny ci pomóc - dodał nieco łagodniej.
Świat się wali - Hyuuga
proponuje bezinteresowną pomoc. Wiem dobrze, że Natsume z całego klanu jest
najbardziej zasymilowany ze społeczeństwem i najbardziej uprzejmym indywiduum,
ale nawet on zwykle nie proponował pomocy. Jak to zwykle tłumaczył, wychodził z
założenia, że świat jest okrutny i każdy musi sobie sam radzić. Jak bardzo
żałośnie musiałam brzmieć, by nawet on się złamał? Cóż, skoro jest okazja to
nie mam zamiaru jej marnować.
- A co z tobą? Nie masz
misji? - spytałam. Wiadomo, że ANBU zawsze mają pełne ręce roboty.
- Mam jakieś dwa tygodnie
wolonego - powiedział spokojnie.
- Wolne? To możesz mieć
wolne w ogóle? - szok w moim głosie lekko go rozbawił.
- Wytłumacz mi, proszę,
za kogo mnie masz? - zaśmiał się.
- Za nieuleczalnego
pracoholika o pedantycznych zapędach, którego największą słabością są kaczki? -
spytałam niewinnie. Mój tragarz potknął się o nieistniejący korzeń, ale szybko
odzyskał równowagę.
- No nieźle - mruknął -
jednak nie mogę zaprzeczyć - mrugnął do mnie i w dobrych humorach dotarliśmy do
domu. Grzecznie postawił mnie przed drzwiami. Wyciągnęłam klucz i otworzyłam
drzwi zapraszając chłopaka do środka.
- Hmnnn... - rozejrzał
się, jakby był tu pierwszy raz - Czy to jakaś propozycja?
- Tak - powiedziałam.
Otworzył szeroko oczy i
zamarł w bezruchu. Mówiłam, że uwielbiam go? Owszem. Cudownie się go czasami
wkręcało, jak dziecko się nabierał i uważał, że mówiłam całkowicie poważnie.
- Proponuję herbatę, przy
której omówimy jak mi pomożesz - dodałam.
Nie jestem pewna czy
powinnam używać takiego sformułowania, ale Natsume... oklapł. Idealną metaforą
byłby pies, który nagle zastygł i postawił uszy w oczekiwaniu na coś, ale
zawiódł się i tylko spuścił ponuro łebek. Gdy taki obrazek zawitał w mojej
głowie szybko obróciłam się w stronę kuchni, by nie parsknąć śmiechem. Cholera.
Szczeniaczek... jak szczeniaczek!
Usłyszałam jak idzie za
mną szurając nogami. Gdy weszliśmy do kuchni chłopak zamarł po raz kolejny. Podejrzewam,
że całkowicie zapomniał o sytuacji sprzed chwili, bo teraz rozglądał się ze zgrozą po pomieszczeniu. Co
by nie było! Sprzątałam. W zlewie był jeden talerzyk i kubek, na stole, blatach
i kuchence nie było niczego.
- Oż... - urwał, a jego
oczy zapłonęły. Ruszył żwawo przez pomieszczenie i odkręcając wodę umył
naczynia. Jak w amoku pucował stół i wszelkie możliwe płaskie powierzchnie w
pomieszczeniu. Otwierał szafki przekładając, układając i poprawiając.
Wyszorował mi nawet lodówkę! Ktoś mógłby pomyśleć, że przecież się znamy.
Powinnam wiedzieć jak może zareagować. Problem w tym, że jeszcze kilka lat temu
jego pedantyzm nie osiągnął takiego poziomu. Z transu wyrwał się dopiero gdy za
drzwiami od domu postawił worek ze śmieciami, po czym usiadł na przeciwko mnie
z kubkiem herbaty. Zamrugałam dostrzegając przede mną takie samo naczynie z
napojem.
- Mogę pomóc ci z
taijutsu i wytrzymałością, ale mam pewien warunek - powiedział jak gdyby nigdy
nic biorąc łyk herbaty. Uznałam, że nie powinnam zbytnio wracać do tego, co
jeszcze przed chwilą miało miejsce... ale podziękować wypadało.
- Dziękuję za... um...
pomoc w kuchni - mruknęłam niewyraźnie. Matko, co za wstyd! Kolega mi sprzątał
kuchnię - Jaki warunek? - spytałam.
- Skupimy się na
kondycji, wszystko co powiem, masz zrobić. Żadnego narzekania. Mówię, że
skaczesz na główkę do lodowatego jeziora i skaczesz, jasne? - powiedział patrząc
na mnie i unosząc brew.
- Tak. Jasne - odparłam
cicho. Natsume jest straszny. Mamo! Gdybyś, go teraz zobaczyła na pewno nie
uwierzyłabyś. Ten grzeczny aniołek, który całował twoją dłoń przy pierwszym
spotkaniu to jakiś krypto dyktator! Ciarki mnie przeszły od góry do dołu.
Cokolwiek się stanie, nigdy nie dołączę do ANBU. Nawet jeśli w jakiś cudowny
sposób miałoby się okazać, że jestem supermanem i potrafię strzelać z oczu
laserem. Oni tam wszczepiają jakąś inną osobowość! Piorą mózgi! Przecież to
niemożliwe, że ten Natsume... ten kochany, grzeczny, kulturalny, ułożony,
sympatyczny, inteligentny, spokojny i bezkonfliktowy Natsume posiada mentalność
tyrana. Czy naprawdę te okruszki chleba i plamy na blatach tak bardzo uraziły
jego zmysł estetyki? Zaczynam się obawiać tego treningu...
Hehe, widzę, że zostały wykorzystane sytuacje z naszego dzieciństwa, kochanie ;) brawo brawo, uczysz się od cioci :P i powiem ci, że widzę coraz więcej podobieństw Rine do Ciebie... a sytuacja z Natsume przypomniała mi podobną... jak robiłam za ciebie kopytka :D w każdym razie uwielbiam Natsume, to mój pieszczoszek jak na raziee :P czekam na nastepne :D
OdpowiedzUsuńMówiłam kochanie, że Rine to 100% ja ^^ Co prawda, ma nieco więcej fizycznych możliwości, ale charakterek ten sam xD
OdpowiedzUsuńAh... nasze kopytka na zawsze zostaną w mym sercu. Tak fajnie było patrzeć jak się robią i nie mieć w tym udziału, a jeść!
Natsume to moja perełka, takie słoneczko, jak protoplaści bohaterki. W tym wypadku jednak jest on całkiem zmyślonym zlepkiem różnych znanych mi osób, a rodzice to kropka w kropkę moja mamuśka podzielona na dwoje... podział komórek? :3
Cieszę się, że zauważasz nasze dziecięce wspomnienia wplatane do opowiadanka xD tekst Kinoko, jakobym nie miała mięśni pozostanie w mym sercu na zawsze... Amen ^^
Uwielbiam Twoje podejście do życia, jednak z pewnej odległości tak na wszelki wypadek ;)
OdpowiedzUsuńZ bliska wygląda to mniej różowo ;P
Dobrze też wiedzieć, że istnieją metody na pewne indywidua :D. Mam nadzieję się czegoś nauczyć =D
No. Tym razem wpadłam na pierwszy opening SnK, ale tym razem 2h... Umieram, nie będę tego słuchać o.O
OdpowiedzUsuńJeśli idzie o rozdział, to chyba najdłuższy opis jaki kiedykolwiek Ci wyszedł o.O Nie lubię tak długich opisów, ale straciłabym 2/3 notki, więc przeczytałam. No i, jak na Ciebie przystało, nie było źle. Potok słów urozmaicają wstawki w postaci złośliwych lub zabawnych uwag Rine na różne tematy. Pomstowanie na Hyuugę, pomstowanie na zwój od matki, pomstowanie na trening, pomstowanie na ginące przedmioty... Hm, w sumie pomstowanie to 9 na 10 tych uwag, ale ok. Jest fajnie.
Ten Natsume jest fajny. Lubię gościa. A jeśli lubię go w pierwszym rozdziale w którym się pojawił, to na 90% później przestanę go lubić albo zniknie z opowiadania na długi czas... Ty, planując już przyszłą akcję, zapewne wiesz co się ze mną stanie >.< W każdym razie, najbardziej rozbrajająca jest jego mania czystości ^^ A jeśli chodzi o ich trening... Normalnie już się nie mogę doczekać co on takiego wymyśli i jak bardzo Rine będzie się wściekać xD
Ahiru~
PS. GDZIE SIĘ PODZIEWASZ?!