Sadysta... sadysta,
sadysta, sadysta... Wszyscy z klanu Hyuuga muszą mieć w genach cechy tyrana,
który odczuwa perwersyjną przyjemność z dręczenia drugiego człowieka. Błąd. Oni
czerpią radość tylko ze znęcania się nade mną. Jakoś nigdy nie słyszałam, by
ludzie narzekali na coś innego, niż paskudny charakterek tej rodzinki.
Trening rano, trening w
południe, trening wieczorem. Pobudki w pół do piątej rano i bieg o świcie...
może doszukałabym się tu nieco romantyzmu, w końcu Natsume biegł za mną. Nieco
plażowej scenerii, zwolnione tempo i muzyczka w tle i normalnie wypisz, wymaluj
kadr z filmu. Oh! Zapomniałam jednak o jednej rzeczy. Trzeba byłoby zmienić też
nasze miny. Z mojej ekspresji pod tytułem; ,,Błagam, niech to się wreszcie skończy"
i jego ,,Zwolnij, a poznasz prawdziwe piekło szkolenia Hyuugów" na jakieś
przyjemniejsze. Po tygodniu codziennych tortur, które ludzie optymistycznie
nazywają ćwiczeniami, przestałam już czuć cokolwiek. Nie wiedziałam, czy moje
nogi już przestały boleć, czy może nadal bolą, ale boją się do tego przyznać
przed Natsume. Grzeczne. Sama bym się bała.
Coś ostatnio wspominałam
o tym, że mój tymczasowy trener vel dyktator vel sadysta, jest gentelmanem?
Dopóki traktuje kobietę jak kobietę. Obawiam się jednak, że w chwili, gdy
ruszyliśmy na pierwszy trening, moja płeć przestała mieć znaczenie. Dlatego
też, kiedy po dwóch tygodniach Natsume dostał jakąś misję, krótką, bo krótką,
ale misję, padłam na łóżko i nie ruszyłam się stamtąd przez cztery godziny.
Moje udręczone mięśnie krzyknęły radosne: ,,Banzai!" i zapadły chyba w
hibernację, bo ich nie czułam. Oczywiście, nie mogę powiedzieć, że czas
spędzony na bieganiu i wprawianiu się w taijutsu, był czasem zmarnowanym. Byłam
niesamowicie wdzięczna chłopakowi za pomoc, ale potrzebowałam jeszcze kilka
dni, by mój mózg to zrozumiał, a mięśnie wybaczyły tak bestialskie traktowanie.
W sercu, bardzo, bardzo głęboko w sercu się cieszyłam, że nie dawał mi forów
i nie pozwalał na opierniczanie się...
ale naprawdę... to było bardzo głęboko ukryte...
Gdy okno od mojego pokoju
się otworzyło i do środka wszedł pewien jasnowłosy jounin uświadomiłam sobie
jak szczęście jest ulotne. Zmusiłam ręce, by się podniosły i zakryłam nimi uszy
symulując jednocześnie głośne chrapanie. Nic z tego... za dobrze mnie znają.
Swoją drogą, że nagle sami znajomi mnie odwiedzają...
- Ce-le-bri-neee -
rozległ się głos osoby, która uprzednio oderwała moją prawą dłoń od ucha.
- Nie! Proszę! Litości!
Nie obijałam się i jestem bardzo zmęczona. Dajcie mi spokój - wymamrotałam w
poduszkę. Życie mnie nienawidzi, poważnie.
- Hokage cię wzywa.
Idziemy na misję - wyszczerzył się szeroko. Nie musiałam na niego patrzeć,
wiedziałam, że ta cholera cieszy się z mojego cierpienia. Wszystkich bawi mój
ból! I cóż ja zrobię?! Ah, tak... jak to szło? Potnę się mokrym herbatnikiem?
Po krótkiej obradzie
okrągłego stołu, która miała miejsce w mojej głowie, mimo znacznej przewagi
koalicji ,,Nie" nad opozycją ,,Tak" musiałam wstać i ruszyć obrażona
do gabinetu Piątej. ,,Tak" wygrało jakością argumentów, nad ilością
,,Nie".
- Coś taka nie w sosie? -
zapytał jak zawsze wesoło Ryutaro. Ten to ma jakiś monopol na dobry humor.
Bardziej jednak jestem skłonna uwierzyć, że gość coś ćpał. W naszej drużynie, z
,,wodzem", legenda głosi, że mieliśmy go nazywać per sensei, nie dało się
być wesołym cały czas. Orinosuke jednak sprawił, że niemożliwe stało się
możliwe.
- Coś taka wymęczona? -
zapytał zerkając na mnie z ukosa.
- Natsume... - mruknęłam,
ale po chwili, uświadomiwszy sobie, że zabrzmiało to nieco dwuznacznie dodałam
- Zmienił się w jakiegoś demona, normalnie jak Wódz - odsłona druga. Pomagał mi
w treningu.
Ryutaro otworzył szeroko
oczy i posłał mi zszokowane spojrzenie.
- Ten Natsume?! Natsume,
który zawsze jest dla wszystkich miły i uprzejmy, ale nigdy nie pomaga sam z
siebie? - upewniał się.
- Ten sam - odparłam
kiwając głową. Jounin zachichotał pod nosem. O rany! Facet! Zachichotał!
- Chciałbym to zobaczyć -
rozmarzył się. Kolejny pieprzony sadysta. Niech wszyscy z tego gatunku skoczą z
wysokiego mostu i łaskawie utoną. Grrr!
Dotarliśmy do budynku
Hokage i w milczeniu wspięliśmy się na schody, by po chwili zapukać do gabinetu
czcigodnej. Po krótkim zaproszeniu otworzyliśmy drzwi.
- Celebrine. Jak to jest,
że jeżeli nie przymierasz głodem, albo sama cię nie wezwę, to się nie pojawisz
w moim gabinecie? - spytała blondynka przeszywając mnie ostrym spojrzeniem.
Lekko zesztywniałam. Ciekawe o co chodziło tym razem?
- Nie rozumiem, co
czcigodna ma na myśli? - spytałam patrząc na nasadę jej nosa, byle nie natrafić
jej wzroku.
- Rodzice ci nie mówili?
- Piąta zmarszczyła lekko brwi.
- O czym mieli mi
powiedzieć? - okej... coraz mniej z tego wszystkiego rozumiem.
- Nic - ucięła nagle. -
Dołączysz jako wsparcie do drużyny trzynastej. Będą wykonywać misję rangi B. Co
prawda, wasze zadanie będzie polegać jedynie na eskorcie, jednak osoba, którą
przyjdzie wam ochraniać jest synem bogatego handlarza, dlatego sami widzicie. Od
tej misji zależy czy jego ojciec zechce utrzymywać z nami kontakty handlowe -
mruknęła opierając brodę na splecionych palcach. - Ruszycie za trzy dni do
Suna-Gakure - dodała wyciągając dokumenty z szuflady i podając nam... eufemizm!
Sami musieliśmy po nie podejść, bo chyba dla niej grawitacja bardziej
przypominała tą na Jowiszu, bo na palcach jednej ręki mogę policzyć sytuacje
kiedy widziałam ją na nogach, a nie w fotelu.
Misja z Ryutaro... cóż...
w porównaniu do misji z Hyuugą, to będą niemalże wakacje. Czy ja aby nie
popadam w jakieś schematy? Śpię, jem, trenuję, chodzę na misję. Nie, żeby mi to
przeszkadzało, bo i tak uważam, że jak na tak krótką listę mam za dużo do
roboty, ale... to takie monotonne. Rany! Jeśli jakiś masochista spisywałby moją
historię, to czytelnik umierałby z nudów po pierwszym rozdziale! Parsknęłam
cicho wychodząc z gabinetu.
- Znów się kłócisz sama
ze sobą? - spytał lekko przekrzywiając głowę.
- Sugerujesz, że jestem
wariatką? - mruknęłam niezadowolona. Sam fakt, że znajomi z drużyny podejrzewali
u mnie jakieś zaburzenia na tle psychicznym nie podobało mi się. Nie byłam schizofrenikiem!
A to, że najpierw pomyślę, zanim zrobię, uważam za zaletę. Przecież każdy
człowiek prowadzi takie dyskusje pod tytułem ,,Za" i ,,Przeciw". Ani
w tym nic dziwnego, ani specjalnie interesującego.
- Nie, ale sądzę, że to
nieco.... - zamilkł szukając odpowiedniego słowa - Osobliwe - dodał.
- Niechaj więc moja
osobliwość przestanie cię interesować. To, że ja, w przeciwieństwie do ciebie,
nie pozostawiam wszystkiego szczęściu lub losowi nie oznacza, że jestem chora
psychicznie albo w jakikolwiek inny sposób niepoczytalna - wymamrotałam.
Orinosuke podniósł ręce w
geście kapitulacji. Pokręcił lekko głową i ciężko westchnął. Co to, przepraszam
miało znaczyć?! To był gest w stylu ,,Nie kłóć się z głupcem. Najpierw zniży
cię do swojego poziomu, by pokonać doświadczeniem"! Zmrużyłam oczy. Ja ci
dam, cholero jedna. Uśmiechnęłam się do niego złośliwie. Po misji masz
przerąbane, skarbie.
Słoneczko tak przyjemnie
grzało, grzechem byłoby nie skorzystać i nie położyć się na trawce. Po chwili
ogarnęła mnie ciemność. Zasnęłam.
~~*~~
Masz chociaż blade pojęcie, smarkaczu, jak
bardzo bezużyteczna jesteś?
Oh, super. To moje sumienie,
czy jak? Jeśli tak, to wybacz, Natsume zabronił mi się nad sobą użalać.
Ten
dzieciak Hyuugów przydał się. Gdyby nie on, prawdopodobnie byś zdechła jak
pies... i to dość szybko.
Aha! Więc, to w taki sposób
myślę o sobie. Milusio.
Nie jestem
twoim pieprzonym sumieniem, gówniarzu.
Czyli jednak Ryutaro miał
rację. Ześwirowałam już całkowicie.
Nie mam nic
przeciwko byś sama się linczowała, ale w tym wypadku ja także staję w złym
świetle, więc się zamknij. Masz pojęcie jak długo próbuję się z tobą
skontaktować ty amebo? Jakim cudem urodziłaś się w swoim klanie z tak
beznadziejnym zmysłem wyczucia? Powinnaś móc ze mną rozmawiać od kiedy tylko
zaczęłaś myśleć... Ah! Wybacz. Twoje zardzewiałe trybiki dopiero drgnęły. To
wiele tłumaczy.
Obrażasz mnie. To
nieuprzejme. Mimo wszystko jesteś gościem w mojej głowie, jak mniemam.
Nie obrażam
cię. Co jest złego w tym, by kretynkę nazywać kretynką? Po prostu mówię prawdę.
Masz o tyle szczęścia, że w przeciwieństwie do ludzi, ja nie kłamię.
W przeciwieństwie do
ludzi powiadasz? Oh! Zaraz się okaże, że jestem jinchuuriki? A ty jesteś moim
demonem?
Daruj
sobie. Gdybym była demonem, już dawno rozszarpałabym cię na strzępy.
Będziesz więc tak
uprzejma i się przedstawisz?
Wstyd... bym
musiała się przedstawiać komuś z Losse. Nazywam się Noteviddia
Fascynujące. Moje trzecie
imię brzmi tak samo.
Skończ z
tym sarkazmem, dzieciaku. Oczywiście, że brzmi tak samo. Zostało ci nadane ze
względu na mnie. Podobnie jak wszystkim kobietom z tej rodziny.
Czyli masz coś wspólnego
z moim kekkei genkai?
...
Pomyliłam się. Twoje trybiki nadal stoją w miejscu. Nie drgnęły nawet o
milimetr. Naprawdę musisz pytać o rzeczy tak oczywiste?
~~*~~
Szturchnięcie w prawe ramię
wyrwało mnie ze snu. Było dużo chłodniej. Słońce za jakieś dwadzieścia minut
miało już zajść całkowicie. Spojrzałam na Ryutaro.
- Nie miałaś aby iść do
domu? - spytał uśmiechając się, jak to miał w zwyczaju.
- Już idę. Dzięki -
powiedziałam wstając i otrzepując ubranie z trawy. Ruszyłam spokojnie do domu
unosząc rękę w geście pożegnania. Jak idiotyczne sny można mieć? Cóż... Gdyby nie fakt, że to nie był sen,
powiedziałabym ci, że taki plankton jak ty nie ma ograniczeń w idiotyzmie. Cudownie.
Czyli będziesz gościć w mojej głowie dwadzieścia cztery na dobę? Czyż to nie wspaniale? Gdy zrobisz coś
głupiego, będzie przy tobie ktoś, kto od razu ci to wytknie. Marzyłam o
tym. Wyjaśnisz mi, w takim razie, na czym polega mój limit krwi? Oh, naturalnie. Ja jestem twoim kekkei
genkai.